Wstęp

“Dogan upadnie”. “Dogan musi zostać zrównane z ziemią”. 

 

Nadchodzi czas rozliczeń, czas smutku i żałoby, czas końca. 

 

Rok po schwytaniu Masterminda w Dogan uderzyły siły wroga - armia wielkiego Maerlyna, który pragnie zniszczyć doszczętnie nasze ukochane miasto. Od tego czasu minęło już niemal pół roku, a my żyjemy z dnia na dzień odpierając najazdy i starając się znaleźć sposób, w jaki moglibyśmy zwyciężyć w tej nierównej walce.

 

Wielu odeszło z Dogan - przerażeni wizją śmierci woleli szukać szczęścia gdzieś pośród Ziem Jałowych. Wielu pożegnaliśmy już na zawsze grzebiąc ich szczątki w ziemi naszego miasta, która nieraz zroszona była krwią bohaterów. Wielu jednak przetrwało by bronić Dogan, które stało się dla nich domem, jakiego nigdy nie mieli, a który teraz próbuje odebrać im ktoś, o kim do niedawna nawet nie mieli pojęcia. Ci wytrwali ludzie są pełni gniewu i determinacji, aby do ostatniego tchu bronić tego, co dla nich najdroższe, w tym ich życia, rodzin i przyjaciół. 

 

Przy wyjściach z miasta ustawione są posterunki uważnie legitymujące wszystkich przyjezdnych, którzy mimo wszystko przybywają tutaj w poszukiwaniu schronienia. Straż na nich ma być również pierwszą linią obrony przed najazdami z racji tego, że po deaktywacji systemów obronnych miasta, w trakcie powstania Masterminda, działka przestały działać i do dziś nikt nie był w stanie uruchomić ich ponownie.

 

Sam Mastermind pozostaje w stanie śpiączki pod opieką Rady Miasta - krążą jednak plotki, że w ostatnim czasie został przez nich kilkukrotnie wybudzony i przesłuchiwany, ponieważ z racji braku wielu możliwości szukają pomocy nawet u niego (a według tych samych plotek, on również ma jakiś poważny zatarg z Maerlynem).

 

W mieście panują różne nastroje - część ludzi zaczęła wierzyć w przepowiednie Lśniącej, której ostatnie słowa dotyczyły upadku Dogan. Inni myślą, że były to słowa Masterminda, który chciał przestraszyć ludzi i pokazać, że spalenie Ezbeth na stosie było dobrą decyzją. Wśród mieszkańców wciąż są tacy, którzy uważają, że ktoś nadal steruje ich życiem i wyborami, a wojna ma jedynie odwrócić od tego ich cenną uwagę. Nie brakuje jednak i tych, którzy wierzą w przyjście Mesjasza - kogoś, kto ma pomóc obronić miasto przed armiami wroga i komu przepowiedziana została wielkość.

 

Czas mija nieubłaganie. Możemy mieć więc tylko nikłą nadzieję, że coś przechyli szalę na naszą korzyść tak, byśmy mogli obronić się przed nadciągającą na nas zagładą. Musimy zewrzeć szeregi i stanąć razem, ramię w ramię, aby bronić ostatków cywilizacji tej części Ziem Jałowych.